sobota, 20 września 2014

Trening obwodowy - kolejna ulubiona forma aktywności


Dzisiaj chciałabym Wam napisać pierwszy sportowy post, będzie on dotyczył kolejnej mojej ulubionej formy aktywności, czyli treningu obwodowego. Taki trening jest dla mnie idealnym rozwiązaniem, ponieważ przyznam się bez bicia, że mimo tego, że kocham sport, to często mi się różne ćwiczenia nudzą. Czuję się świetnie np, po fitnessie, ale 40 minut to dla mnie sporo, nie dlatego, że się męczę i nie daję rady, ale właśnie dlatego, że strasznie mi się nudzi.

Treningiem obwodowym nazywam po prostu stacje :) Zaczynam taki trening oczywiście od rozgrzewki, jakiejś 5 minutowej, z reguły biorę tę od Ewy Chodakowskiej, którą wrzuciła na YouTube.  Później przystępuję do stacji. I tak, z racji tego, że gram w siatkówkę halową (latem plażową) to stacje tego treningu skomponowałam sobie właśnie pod siatkówkę. Jedyne co mi potrzebne z profesjonalnego sprzętu to guma do ćwiczeń, ale jak nie miałam to po prostu ćwiczyłam ciężarkami, za które obrałam dwie butelki wody mineralnej. 

Mój przykładowy trening obwodowy wygląda tak:

1. Rozgrzewka - Ewa Chodakowska 5 minut
2. Stacje: 
  1. Deska 30 sekund / Deska na bok 30 sekund jeden, 30 sekund drugi / Deska 30 sekund
  2. Przysiady (z wspięciem na palce i napięciem pośladków) 1 minuta
  3. Ćwiczenia z gumą 2 minuty
  4. Skoki (dwa taborety, między nimi guma i po prostu przeskakuję) 1 minuta
  5. Pompki - 10 pompek damskich
  6. Brzuszki 30 zwykłych / brzuszki 15 skośnych na jedną stronę i 15 na drugą / brzuszki 40 zwykłych
  7. Ćwiczenia z gumą około 2 minuty (czasem robię na czas, czasem na powtórzenia)
I tych stacji 3 serie, jak oddzieliłam "/" to znaczy, że każda seria coś innego co napisałam.

3. Rozciąganie

Taki trening w moim przypadku trwa około 40 minut. Jestem z niego bardzo zadowolona, nabieram siły i nie nudzę się ćwicząc, bo często zmieniam ćwiczenie :) To jedna z moich ulubionych form aktywności :))


piątek, 12 września 2014

"Dziewiętnaście minut" - recenzja


Zazwyczaj kiedy usłyszę lub przeczytam gdzieś o jakiejś książce, to jeśli mnie zainteresuje dodaję ją na półkę "chcę przeczytać" na moim profilu na lubimyczytac.pl. Mam tam już około 300 pozycji, które czekają, aż gdzieś je dorwę i pochłonę. Raz na jakiś czas, kiedy w bibliotece nie czekam w kolejce na jakieś konkretne książki, które są dla mnie sprawą "niecierpiącą zwłoki" przeglądam sobie listę książek z tej półki i na chybił trafił wybieram jakąś pozycję i sprawdzam, czy znajduje się w mojej bibliotece i, czy jest dostępna. Takim oto sposobem wypożyczyłam z biblioteki "Dziewiętnaście minut" Jodi Picoult 

Książka opowiada o chłopaku, który jest prześladowany przez dzieci już od przedszkola, ciągnie się to za nim aż do liceum, kiedy pewnego dnia nie wytrzymuje i pakuje do szkolnego plecaka broń. Do czego jest w stanie posunąć się osoba nad którą rówieśnicy i starsi znęcają się psychicznie? Jak to jest być na samym dole szkolnej hierarchii?  

Poznajemy także dziewczynę, która obraca się wśród szkolnej elity. Sama często naśmiewa się z innych, ale czy dlatego, że to lubi, czy dlatego, żeby pozostać w "najfajniejszej" ekipie w szkole? Czy warto udawać kogoś kim się nie jest, tylko po to, by być uważanym za szkolną gwiazdę? Ile warta jest przyjaźń, kiedy na horyzoncie pojawia się szansa na dostanie się w kręgi elitarnej ekipy? 




"W dziewiętnaście minut można skosić frontowy trawnik, ufarbować włosy, obejrzeć tercję meczu hokejowego. Dziewiętnaście minut wystarczy, żeby zaplombować ząb, upiec ciastka, poskładać pranie pięcioosobowej rodziny.(…) W ciągu dziewiętnastu minut można doczekać się dostawy zamówionej pizzy. Przeczytać dziecku bajkę lub wymienić olej w aucie. Przejść dwa kilometry. Obrębić dół spódnicy.(…) Dziewiętnaście minut – tyle starczy, żeby dopełnić zemsty."

wtorek, 2 września 2014

Przełom w czesaniu włosów - Tangle Teezer


Kiedy byłam mała miałam włosy do pasa. Pod koniec podstawówki ścięłam włosy za brodę. W pierwszej klasie gimnazjum znowu zapragnęłam mieć długie włosy, więc zaczęło się mozolne zapuszczanie. Już w pierwszej liceum moje włosy znów sięgały pasa i jest tak aż do teraz (w październiku zaczynam drugi rok studiów). Mam już upragnioną długość włosów, więc teraz mogę narzekać znów na coś innego. Na co? A na to, że się plączą w sekundę po rozczesaniu, że suche, że końcówki rozdwojone... Ale, ale... Znalazłam sposób chociaż na jeden z licznych problemów! Szczotka Tangle Teezer będzie dziś bohaterką tej notki. 

Kilka lat temu dostałam od cioci fryzjerki szczotkę do włosów, nie wiem jak się nazywa (ale znalazłam w googlach jej zdjęcie), ale byłam z niej bardzo zadowolona. Teraz już się nieco zużyła i zaczęła mnie niesamowicie targać, więc zapragnęłam jakiejś nowej. Oczywiście moją uwagę zwróciła słynna szczotka Tangle Teezer. Obejrzałam kilka recenzji na YouTube, poczytałam o niej trochę w sieci i postanowiłam ją zakupić.  

Znalazłam ją na stronie merlin.pl (>>dokładny link<< ). Zapłaciłam za nią około 31 złotych razem z przesyłką (do Paczkomatu). Paczka dotarła w ciągu 4 dni, zamawiałam bodajże w czwartek, przyszła w poniedziałek. 

Szczotka jest rewelacyjna. Dobrze leży w dłoni, z łatwością rozczesuje włosy, nie drapie głowy (niektóre szczotki, którymi się czesałam sprawiały wrażenie krwiożerczego potwora pragnącego zatopić kły w mojej czaszce), ładnie wygląda, jest mała, więc z łatwością mieści się nawet w bardzo małej torebce. Myślałam, że problemem może okazać się fakt, iż szczotka nie ma uchwytu, ale nie przeszkadza to w użytkowaniu :) Gorąco polecam ją wszystkim! Zarówno tym, którzy mają problem z rozczesywaniem włosów, a także i tym, którzy nie mają tego problemu.